Domknąć walizkę

(P)Olka przyjrzała się posępnie niedomykającej się walizce. Na te 30 kilogramów, które miały jej towarzyszyć przez najbliższy rok. Jakby nie próbowała, nie było mowy o domknięciu dużej czerwonej dwuzamkowej. Coś musi zostać.
Odwiesza jesienną kurtkę do szafy. W końcu na równiku jest gorąco.
Koszule z długim rękawem zamienia na te z krótkim. W końcu rękawy ważą.
Śpiwór zostaje. W końcu kto wie gdzie będzie spała podczas egzotycznych wypraw, które na pewno ją czekają.
Wyjmuje dwie pary spodni. W końcu coś sobie tam kupi.

Rzuca okiem na buty i postanawia, któreś wyrzucić. Zaczęła się zacięta walka o miejsce w walizce, walka obcasów z sandałami, klasyków z tymi tylko na imprezę i tymi "no-jak-ich-nie-zabrać". Odrzuca adidasy i zostawia trapery, bo w końcu w nich będzie lepiej chodzić po górach. 

Mówi się, że podróże uczą. Na pewno uczą pakować walizki.
Mieszkanie w Quito na wysokości ponad 2.800 metrów n.p.m. znacznie obniża temperatury równika. Już w pierwszym tygodniu (P)Olka zatęskniła za kurtką i rękawami.
Spodni nie kupiła przez rok, bo sprzedawane tutaj są na nią za krótkie. Śpiwór upchnęła w najdalszy kąt szafy, po dwóch pierwszych wyprawach, kiedy się okazało, że nawet w hostelach za $4 masz pościel i ręczniki, a w dżungli jedyne czego potrzebujesz to hamak i prześcieradło.

Los chciał, że trapery się zakurzyły, bo na 4-tysięczniki weszła w trampkach i w tych samych trampkach - z braku adidasów - przebiegła pierwszy w życiu ćwierćmaraton.

Welcome to Ecuador :)

1 komentarz: