W dzungli nic dwa razy sie nie zdaza

Tena. Niewielkie miasto w dzungli. Rzeka, park, kilka barow. Na popoludniowa kawe wybralismy Café Tortuga (Zolw). Espresso, brownie z nieprzetworzonego kakao od sasiada i sok z guanabana. Na polkach przy stoliku leza przewodniki, pocztowki z regionu i mapy. Naprzeciwko – regal z ksiazkami. Podchodze poszukac dobrego tekstu do kawy. Na wysokosci oczu wisi karteczka z regulaminem. 
Zostaw dwie ksiazki – wez jedna. 
Zostaw jedna ksiazke i doplac $0.50 – wez jedna ksiazke. 

Bez spogladania na tutul biore do reki jakies grube tomisko.
¨Wislawa Szymborska – wybor wierszy¨. O rany! Szymborska? W Tenie? Wiersze sa po polsku i angielsku. Przeciez w Ekwadorze to na wage zlota. Wstyd sie przyznac, ale w walizkach z kraju rzadko jest miejsce na trzy kilo wierszy. 

         - Przepraszam, nie mam zadnej ksiazki na wymiane, a bardzo mi zalezy na tym tomiku. Moglabym go kupic?
      -Dlaczego chcialabys miec te ksiazke? – pyta kelner, kasjer, szef kuchni i pewnie wlasciciel Tortugi w jednym.
      -To polska poetka, noblistka, chce by moi znajomi przeczytali jej wiersze.
      -A ile chcialabys mi dac za te ksiazke?
Grzebie po kieszeniach w poszukiwaniu zaskorniakow.
      -Mam tylko dziesiec dolarow – Mowie z nadzieja w glosie.
      -To sprzedam Ci ja za trzy. I wpadnijcie jeszcze kiedys na kawe.

To dwa razy sie nie zdaza i nie zdazy.




P.S. Wertkujac kartki, z ksiazki wypadla mala karteczka z wydrukowanym imieniem. 
Czy ¨Andrzej G.¨ wciaz jest w Ekwadorze? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz