Kochani Przyjaciele i inni Rodacy,
Mimo wielkiego uporu, walki o VOSOTROS, o kapcie w domu, buty na zewnatrz, o zegarek w glowie badz przynajmniej na reku, przyznaje sie zawczasu, ze udalo sie zekwadorczyc (P)Olke. Nie do konca, ale w wystarczajacej na pewno ilosci, by wyprowadzic z rownowagi rodzine i sprowokowac lawinowe ignorowanie moich telefonow przez znajomych.
Jakoze w czwartek wyladowalam na Okęciu, w planie mam nawiedzenie tych i owych, zaproszenie drugich i trzecich i generalnie nadrobienie zaleglosci z polskich plotkach kto z kim i komu sie cos urodzilo, pisze apel do Was wszystkich wyzej wymienionych:
Nie zwymyslajcie mnie, jak po raz piaty do Was zadzwonie lub napisze potwierdzajac nasze spotkanie. W innym przypadku Ekwadorczyk w ogole by nie traktowal umowionego trzy dni wczesniej spotkania na powaznie.
A potem nie obrazcie sie, jak przyjde na tak dokladnie umowioną kawę spozniona. Ale tylko troche. A jak przyjdziesz spozniony Ty, poczekam. Czekanie weszlo juz mi w krew i przyjmuje je wrecz z rozkosza (jesli nie pada). Od Was rozkoszy nie wymagam, ale ochrzancie mnie proszę umiarkowanie.
Nie wyproście z domu, jak w progu nie zdejmę butów - podetknijcie pod nos kapcie. Nie wycierajcie się jak Was bedę całować na powitanie, pożegnanie i jeszcze kilka razy w bliżej nie uzasadnionych momentach.
Nie wyrzeknijcie sie mnie, jak źle wymówię słowo TRAGEDIA, w końcu tyle mi zajęło, by wymawiać G jako H.
Ale mam nadzieję, że żadna tragedia się nie stanie. Ewentualnie nazwę ją katastrofą bądź zabawną perypetią.
Do zobaczenia
Wasza (p)Olka
Jak zwykle kiedy zbyt długo cisza, nieśmiało się przypominam, że tu są tacy, co liczą na nowego posta :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia,
Michał